wtorek, 5 stycznia 2016

Przedsmak Paryża... czyli jak tanio spędzić kilka dni w mieście zakochanych

Do naszego wyjazdu zostało już niewiele czasu, dlatego czas pomyśleć o miejscach, które chcemy zwiedzić tym razem. Tak jak 2,5 roku temu, wyjazd organizujemy sami (a tak naprawdę ja :P ). Jadąc tam po raz pierwszy miałam duże oczekiwania ale Paryż mnie nie zawiódł! Czas trochę powspominać i wyciągnąć wnioski z poprzedniej wycieczki :)


Wybraliśmy się na 4 dni we dwoje. Lot z Poznania do Paryża Beauvais znalazłam na stronie Wizzair.com w cenie 180 zł za osobę (w cenie również była karta członkowska), dlatego nie musiałam się długo zastanawiać. Teraz karta członkowska działa na innych zasadach ale mimo wszystko warto ją zakupić.



Z noclegiem dosyć długo zwlekaliśmy, nie mamy nikogo ze znajomych w Paryżu. Szukałam na różnych stronach, począwszy od booking.com, przez indywidualne ogłoszenia, jednak najkorzystniej wyszedł nam apartament dla 2 osób w cenie 200 zł za dobę, znaleziony przez serwis airbnb.pl. Apartament mieścił się na Rue de Saint-Georges, 2 minuty od stacji metra, niedaleko centrum La Fayette, Sacre-Coeur czy placu Pigalle. Z własnego doświadczenia mogę z czystym sumieniem polecić tę formę rezerwacji. Jedynym minusem jest konieczność zapłaty od razu przy rezerwacji.

Podróż z lotniska do centrum Paryża trwała około godziny. Wybraliśmy autobus, który odjeżdża spod głównego wyjścia z lotniska, nie trudno znaleźć. Bilety można zakupić na miejscu w kasie obok przystanku. Bilet kosztował wtedy 16 euro za osobę w jedną stronę. Na miejscu szukamy stacji metra (co okazało się nie takie proste). Po zejściu na dół, w biletomacie kupiliśmy po karnecie 10 biletów dla każdego. Można na nich jeździć również z przesiadkami. 10 biletów kosztowało wtedy 13,30 euro, co wychodziło najkorzystniej w naszym przypadku.

W apartamencie byliśmy około godziny 17, rozpakowaliśmy się i popędziliśmy zrobić potrzebne zakupy. Znalezienie otwartego sklepu o tej godzinie w niedziele nie było najprostszym zadaniem, jednak się udało. Następnie spacer po okolicy. Udaliśmy się w górę od naszego apartamentu, bardzo szybko znaleźliśmy się przed Sacre-Coeur, które robiło ogromne wrażenie. Robiło się już powoli ciemno. Zwiedzanie bazyliki sobie odpuściliśmy, wdrapaliśmy się na schody przed, dzięki czemu mogliśmy podziwiać piękny widok Paryża! Chwilę później podświetlona została wieża Eiffla... Cudo ! Montmartre jest tak uroczą dzielnicą, że po wejściu schodami udaliśmy się dalej na tyły bazyliki, nie schodząc już w dół. Znajdował się tam wtedy mały targ z lokalnymi przysmakami takimi jak sery, alkohole czy kasztany. Jak później się okazało, w kolejnych dniach straganów już nie było. Schodząc w dół doszliśmy do placu Pigalle, gdzie znajduje się charakterystyczny budynek z wiatrakiem czyli Moulin Rouge! Wieczorem wygląda niesamowicie. Parę zdjęć i ruszamy dalej. Żołądek dawał o sobie znać, więc pora była zacząć szukać jakiejś fajnej knajpki. Niestety z tym mamy zawsze problem, żeby się w końcu na jakąś zdecydować. Padło na włoską (tak tak wiem, być w Paryżu i jeść pizzę). Jednak jak się okazało, to był strzał w 10! Pierwszy raz w życiu spotkaliśmy się z pizzą na wagę, ciętą przez miłą panią ogromnymi nożyczkami. Oczywiście wzięliśmy za dużo, przez co pizzy starczyło na śniadanie.





 Drugi dzień rozpoczęliśmy od wieży Eiffla. Kolejka do kas była dosyć długa ale wszystko szło bardzo sprawnie. Myśleliśmy nad wejściem schodami ale nasze lenistwo wygrało. Wybraliśmy wjazd na samą górę. Do pierwszej windy kolejki nie było, chwila moment i byliśmy na pierwszym tarasie. I tu już było trochę gorzej. Ciężko określić jak długo czekaliśmy ale u góry było tak zimno, że dłużyło się to strasznie. Kiedy w końcu się doczekaliśmy, widok wszystko nam zrekompensował. Bardzo polecam, według mnie warto wydać te 14 euro. Następnie spacer w kierunku Notre Dame. Po drodze obowiązkowo pyszne naleśniki (z tego co pamiętam, kosztowały około 3 euro). Niestety nie sprawdziłam paru szczegółów w internecie, przez co okazało się, że do Muzeum d'Orsay nie wejdziemy, bo w poniedziałki jest nieczynne ... Został nam spacer nad Sekwana, gdzie minęliśmy bardzo fajne ćwiczenia wyrysowane na betonie dla biegających. Gdybym tam mieszkała, na pewno z chęcią bym korzystała! Chwilę później dotarliśmy do mostu zakochanych, kupiliśmy kłódkę u jednego z panów na miejscu (naszej kłódki już tam nie ma po wycięciu ich przez miasto). Nogi bolały mnie już niemiłosiernie ale tak to jest jak postanawia się przejść trasę pieszo. Na koniec katedra Notre Dame. Widok na żywo przepiękny ale ciężko było uchwycić całą w obiektywie, ponieważ były rozłożone jakieś namioty i trybuny. Powrót do apartamentu i zasłużony odpoczynek. Na wieczór zaplanowaliśmy jeszcze raz pojechać pod wieżę Eiffla i zobaczyć ją w nocy. Kropił lekki deszcz ale nie pokrzyżowało to naszych planów. Było pięknie i romantycznie, wieża mieniła się na różne sposoby.





Deptak nad Sekwaną



Wieża nocą

We wtorek chcieliśmy zacząć od Luwru ale jak znów się okazało, we wtorki muzeum jest nieczynne... jak pech to pech (albo przeoczenie). Nie przejęliśmy się zbytnio, parę fotek i idziemy w kierunku Łuku Tryumfalnego. Bardzo przyjemny spacer przez Avenue des Champs-Élysées. Pod Łukiem bardzo tłoczno, ciężko było uchwycić jakiekolwiek zdjęcie. Wejście dla osób do 26 roku życia było bezpłatne. Widok ładny ale nie taki jak z wieży. Następnie wsiadamy w metro i jedziemy na korty Rolanda Garrosa, jako fani tenisa :) Wysiedliśmy na stacji Porte de Saint-Cloud, dzięki czemu zobaczyliśmy też z bliska stadion piłkarski Le Parc des Princes oraz robiący ogromne wrażenie Stade Jean-Bouin. Droga okazała się dość daleka ale dzięki pomocy kilku Francuzów, dotarliśmy na miejsce. Wejście na teren kortów jest bezpłatny, zaraz przy wejściu jest sklepik z gadżetami i sprzętem tenisowym. Jedynym otwartym kortem (wejście bezpłatne) z tych znanych był kort Suzanne Lenglen, gdzie można wejść normalnie na trybuny i zobaczyć, jak wygląda kort na żywo! Wracając wybraliśmy już stację metra Porte d'Auteuil, która okazała się być dużo bliżej. Kolejny cel: cmentarz Pere-Lachaise i odnalezienie grobu Fryderyka Chopina. Obeszliśmy pół cmentarza i mimo mapki ledwo znaleźliśmy grób. Ja już szczerze mówiąc się poddałam. Ale udało się. Cmentarz zrobił na mnie duże wrażenie, choć nie jest chyba bardzo duży. Następnie odpoczynek i zasłużone naleśniki. Wieczorem wybraliśmy się ponownie na spacer po Montmartre.


Odwiedziliśmy też kilka salonów z takimi ciekawostkami przy Champs-Elysees


Widok z Łuku

Stadion Jean-Bouin

Kort Suzanne Lenglen

Ostatni dzień przeznaczyliśmy na przejście się galerią La Fayette i zakupieniu paru drobiazgów. Galeria nie przypomina w niczym naszych galerii z oddzielnie rozlokowanymi sklepami. To jest taki duży Peak&Cloppenburg ale z najbardziej luksusowymi markami, wielkości całej galerii handlowej.  Jak byłam mała, mama przywoziła mi kakao w pięknych puszkach, które mam do teraz. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić kupienia kolejnej :)

I ostrzeżenie co do lotniska w Paryżu: 2 lata temu linie przed wejściem restrykcyjnie sprawdzały wielkość bagażu podręcznego i nie pozwalały mieć nawet aparatu na wierzchu. Myślę, że teraz sytuacja się raczej nie zmieniła.

Organizacji i planom najbliższego wyjazdu chciałabym poświęcić osobny wątek, kiedy będę znała już większość szczegółów, na które musi zgodzić się reszta grupy.

Trochę się rozpisałam.. Jeśli macie jakieś pytania to chętnie odpowiem, jestem zaskoczona, że pamiętam nadal tak dużo szczegółów :) !

2 komentarze:

  1. Gratuluję opisu, jak dla mnie bardzo czytelna forma i wprost zachęcająca do odwiedzenia po raz kolejny tego magicznego miasta. Przynajmniej nie ma jakiegoś zadufania i sztucznego przepychu(co niestety jest bardzo popularne na tego rodzaju stronach), tylko bardzo życiowe wskazówki,p.s. La Fayette robi wrażenie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję, bardzo mi miło :) Zawsze staramy się wydawać pieniądze "z głową" na tego typu wyjazdach, szczególnie, że kilkudniowy wypad do Paryża czy Londynu nie należy do tych tańszych (np w porównaniu do Barcelony gdzie noclegi są połowę tańsze). La Fayette przepiękne, marzą mi się jedyne w życiu Louboutiny przywiezione stamtąd lub z Harrodsa :)

    OdpowiedzUsuń