sobota, 23 stycznia 2016

Domowe mleko migdałowe (bardzo łatwe)

Ciągle staram się wdrożyć zdrowe odżywianie do mojego codziennego życia (kolejny raz). Czasem wychodzi mi to lepiej a czasem gorzej ale się nie poddaje :) Zadanie ułatwia mi blender, który dostałam na święta od Mikołaja :D

Codziennie robię pyszne owocowe koktajle, ponieważ w normalnej formie jest mi ciężko zjeść jednego dnia więcej niż jeden owoc. Ostatnio zapragnęłam odtworzyć pyszny marokański koktajl z awokado na bazie mleka migdałowego. Najpierw pomyślałam: "a po co mi to, będę się bawić z tym mlekiem.." ale sprawdziłam przepis TUTAJ i postanowiłam spróbować :)


Potrzebne składniki na domowe mleko migdałowe:

- około 50g migdałów (duża garść)
- około szklanki wrzątku
- dodatkowo blender

Przygotowanie:

Do naczynia w którym mamy zamiar miksować wsypujemy migdały i zalewamy je wrzątkiem. Odstawiamy na około 30 minut. Po tym czasie woda jest już letnia a skórka z migdałów łatwo odchodzi. Zdejmujemy skórkę z migdałów i blendujemy przez około minutę. Powinno powstać nam mleko.



W zależności od blendera mogą pozostać nam drobne migdały (taki twarożek). Nie trzeba ich wyrzucać, można doprawić według własnych upodobań i użyć np na kanapki. W moim przypadku blender tak dobrze sobie radzi z migdałami, że są tak drobne, że nie muszę przecedzać mleka.

Proste, prawda ? :)

Dziś mleka wyszło mi trochę więcej wiec zrobiłam na nim również pudding chia i będę miała na jutrzejsze śniadanie.

P.S. Bardzo wyraźnie czuć smak migdałów. Jeśli jednak jest potrzeba, można użyć więcej orzechów to wyjdzie bardziej intensywne :) można również zrobić mleko kokosowe czy z orzechów laskowych na takiej samej zasadzie.

Wiara w ludzi



         Zawsze wychodziłam z założenia, że ludzie są dobrzy, że każdy zasługuje na drugą szansę. Ogólnie pozytywne nastawienie. Niestety niedawno na studiach zderzyłam się jak ze ścianą. Mimo wielu próśb, pani Profesor powiedziała, cytuję: "Nie zrobię dla Was dodatkowego terminu, tylko po to, żebyście mogli się bronić". W tym momencie moja szczęka wylądowała na podłodze. Przez całe 3,5 roku nie spotkałam się z taką sytuacją a dodam, że też nie zawsze było łatwo ale z dodatkowymi terminami problemów nie było. Walczę dalej ale szanse z dnia na dzień maleją...



I teraz nasuwa się pytanie: co dalej? Skoro będę miała przymusowy rok przerwy, coś trzeba wymyślić. Oczywiście zamiast na 1/2 etatu, zacznę pracować na cały. Podróże? Na studiach też były, więc teraz też ich nie zabraknie.

Ale ostatnio pomyślałam sobie, że może to jakiś znak? Może w końcu powinnam się odważyć zrobić coś, o czym zawsze marzyłam a ten rok to właśnie ku temu szansa? Mam więc w takim razie kilka miesięcy na pomysł, dokładną analizę i wdrożenie projektu w życie ! Trzymajcie za mnie kciuki, będę tego bardzo potrzebowała ! :)



P.S. Co do postanowień noworocznych:
- jem zdecydowanie mniej fast foodów, nie piję tak dużo coli (raz na tydzień)
- z ćwiczeniami powolutku wracam do formy, póki co 1-2 razy w tygodniu zumba + Chodakowska
- z pisaniem tutaj się opuściłam ale jeszcze cały rok przed nami

Buziaki,
Zuzia.

czwartek, 7 stycznia 2016

Uciekające terminy, zagubiona motywacja

Znacie to uczucie, idąc na pierwsze w zajęcia w semestrze? "Będę chodziła na wszystkie wykłady!", "będę notować wszystko na bieżąco" albo moje ulubione: "zdam wszystko w pierwszym terminie". 
Ja należę do grupy osób robiących wszystko na ostatnią chwilę. Motywacji wystarczy mi maksymalnie do drugich zajęć, na trzecie nie zawsze już dochodzę... Największym motywatorem dla mnie jest świadomość, że zostało mi już niewiele czasu, że następnej szansy już nie będzie. 



Zawsze podziwiałam osoby, które w szkole czy na studiach prace odrabiały na czas a nawet kilka dni przed, do egzaminów i sprawdzianów uczyły się systematycznie i z dużym wyprzedzeniem. Ja po wielu próbach już wiem, że w moim przypadku jest to nie do zrobienia... Myślę, że nie można powiedzieć, że ktoś jest gorszy, czy któraś z tych dróg. Oby była skuteczna ! Każdy z nas jest inny, każdy wybiera inne metody, świadomie czy nie. Ważne, by wszystkie decyzje podejmować świadomie i brać za nie odpowiedzialność. 



Takie moje przemyślenia znad notatek do kolejnego terminu egzaminu :))

A wszystkim studentom życzę powodzenia w najbliższej sesji !

wtorek, 5 stycznia 2016

Przedsmak Paryża... czyli jak tanio spędzić kilka dni w mieście zakochanych

Do naszego wyjazdu zostało już niewiele czasu, dlatego czas pomyśleć o miejscach, które chcemy zwiedzić tym razem. Tak jak 2,5 roku temu, wyjazd organizujemy sami (a tak naprawdę ja :P ). Jadąc tam po raz pierwszy miałam duże oczekiwania ale Paryż mnie nie zawiódł! Czas trochę powspominać i wyciągnąć wnioski z poprzedniej wycieczki :)


Wybraliśmy się na 4 dni we dwoje. Lot z Poznania do Paryża Beauvais znalazłam na stronie Wizzair.com w cenie 180 zł za osobę (w cenie również była karta członkowska), dlatego nie musiałam się długo zastanawiać. Teraz karta członkowska działa na innych zasadach ale mimo wszystko warto ją zakupić.



Z noclegiem dosyć długo zwlekaliśmy, nie mamy nikogo ze znajomych w Paryżu. Szukałam na różnych stronach, począwszy od booking.com, przez indywidualne ogłoszenia, jednak najkorzystniej wyszedł nam apartament dla 2 osób w cenie 200 zł za dobę, znaleziony przez serwis airbnb.pl. Apartament mieścił się na Rue de Saint-Georges, 2 minuty od stacji metra, niedaleko centrum La Fayette, Sacre-Coeur czy placu Pigalle. Z własnego doświadczenia mogę z czystym sumieniem polecić tę formę rezerwacji. Jedynym minusem jest konieczność zapłaty od razu przy rezerwacji.

Podróż z lotniska do centrum Paryża trwała około godziny. Wybraliśmy autobus, który odjeżdża spod głównego wyjścia z lotniska, nie trudno znaleźć. Bilety można zakupić na miejscu w kasie obok przystanku. Bilet kosztował wtedy 16 euro za osobę w jedną stronę. Na miejscu szukamy stacji metra (co okazało się nie takie proste). Po zejściu na dół, w biletomacie kupiliśmy po karnecie 10 biletów dla każdego. Można na nich jeździć również z przesiadkami. 10 biletów kosztowało wtedy 13,30 euro, co wychodziło najkorzystniej w naszym przypadku.

W apartamencie byliśmy około godziny 17, rozpakowaliśmy się i popędziliśmy zrobić potrzebne zakupy. Znalezienie otwartego sklepu o tej godzinie w niedziele nie było najprostszym zadaniem, jednak się udało. Następnie spacer po okolicy. Udaliśmy się w górę od naszego apartamentu, bardzo szybko znaleźliśmy się przed Sacre-Coeur, które robiło ogromne wrażenie. Robiło się już powoli ciemno. Zwiedzanie bazyliki sobie odpuściliśmy, wdrapaliśmy się na schody przed, dzięki czemu mogliśmy podziwiać piękny widok Paryża! Chwilę później podświetlona została wieża Eiffla... Cudo ! Montmartre jest tak uroczą dzielnicą, że po wejściu schodami udaliśmy się dalej na tyły bazyliki, nie schodząc już w dół. Znajdował się tam wtedy mały targ z lokalnymi przysmakami takimi jak sery, alkohole czy kasztany. Jak później się okazało, w kolejnych dniach straganów już nie było. Schodząc w dół doszliśmy do placu Pigalle, gdzie znajduje się charakterystyczny budynek z wiatrakiem czyli Moulin Rouge! Wieczorem wygląda niesamowicie. Parę zdjęć i ruszamy dalej. Żołądek dawał o sobie znać, więc pora była zacząć szukać jakiejś fajnej knajpki. Niestety z tym mamy zawsze problem, żeby się w końcu na jakąś zdecydować. Padło na włoską (tak tak wiem, być w Paryżu i jeść pizzę). Jednak jak się okazało, to był strzał w 10! Pierwszy raz w życiu spotkaliśmy się z pizzą na wagę, ciętą przez miłą panią ogromnymi nożyczkami. Oczywiście wzięliśmy za dużo, przez co pizzy starczyło na śniadanie.





 Drugi dzień rozpoczęliśmy od wieży Eiffla. Kolejka do kas była dosyć długa ale wszystko szło bardzo sprawnie. Myśleliśmy nad wejściem schodami ale nasze lenistwo wygrało. Wybraliśmy wjazd na samą górę. Do pierwszej windy kolejki nie było, chwila moment i byliśmy na pierwszym tarasie. I tu już było trochę gorzej. Ciężko określić jak długo czekaliśmy ale u góry było tak zimno, że dłużyło się to strasznie. Kiedy w końcu się doczekaliśmy, widok wszystko nam zrekompensował. Bardzo polecam, według mnie warto wydać te 14 euro. Następnie spacer w kierunku Notre Dame. Po drodze obowiązkowo pyszne naleśniki (z tego co pamiętam, kosztowały około 3 euro). Niestety nie sprawdziłam paru szczegółów w internecie, przez co okazało się, że do Muzeum d'Orsay nie wejdziemy, bo w poniedziałki jest nieczynne ... Został nam spacer nad Sekwana, gdzie minęliśmy bardzo fajne ćwiczenia wyrysowane na betonie dla biegających. Gdybym tam mieszkała, na pewno z chęcią bym korzystała! Chwilę później dotarliśmy do mostu zakochanych, kupiliśmy kłódkę u jednego z panów na miejscu (naszej kłódki już tam nie ma po wycięciu ich przez miasto). Nogi bolały mnie już niemiłosiernie ale tak to jest jak postanawia się przejść trasę pieszo. Na koniec katedra Notre Dame. Widok na żywo przepiękny ale ciężko było uchwycić całą w obiektywie, ponieważ były rozłożone jakieś namioty i trybuny. Powrót do apartamentu i zasłużony odpoczynek. Na wieczór zaplanowaliśmy jeszcze raz pojechać pod wieżę Eiffla i zobaczyć ją w nocy. Kropił lekki deszcz ale nie pokrzyżowało to naszych planów. Było pięknie i romantycznie, wieża mieniła się na różne sposoby.





Deptak nad Sekwaną



Wieża nocą

We wtorek chcieliśmy zacząć od Luwru ale jak znów się okazało, we wtorki muzeum jest nieczynne... jak pech to pech (albo przeoczenie). Nie przejęliśmy się zbytnio, parę fotek i idziemy w kierunku Łuku Tryumfalnego. Bardzo przyjemny spacer przez Avenue des Champs-Élysées. Pod Łukiem bardzo tłoczno, ciężko było uchwycić jakiekolwiek zdjęcie. Wejście dla osób do 26 roku życia było bezpłatne. Widok ładny ale nie taki jak z wieży. Następnie wsiadamy w metro i jedziemy na korty Rolanda Garrosa, jako fani tenisa :) Wysiedliśmy na stacji Porte de Saint-Cloud, dzięki czemu zobaczyliśmy też z bliska stadion piłkarski Le Parc des Princes oraz robiący ogromne wrażenie Stade Jean-Bouin. Droga okazała się dość daleka ale dzięki pomocy kilku Francuzów, dotarliśmy na miejsce. Wejście na teren kortów jest bezpłatny, zaraz przy wejściu jest sklepik z gadżetami i sprzętem tenisowym. Jedynym otwartym kortem (wejście bezpłatne) z tych znanych był kort Suzanne Lenglen, gdzie można wejść normalnie na trybuny i zobaczyć, jak wygląda kort na żywo! Wracając wybraliśmy już stację metra Porte d'Auteuil, która okazała się być dużo bliżej. Kolejny cel: cmentarz Pere-Lachaise i odnalezienie grobu Fryderyka Chopina. Obeszliśmy pół cmentarza i mimo mapki ledwo znaleźliśmy grób. Ja już szczerze mówiąc się poddałam. Ale udało się. Cmentarz zrobił na mnie duże wrażenie, choć nie jest chyba bardzo duży. Następnie odpoczynek i zasłużone naleśniki. Wieczorem wybraliśmy się ponownie na spacer po Montmartre.


Odwiedziliśmy też kilka salonów z takimi ciekawostkami przy Champs-Elysees


Widok z Łuku

Stadion Jean-Bouin

Kort Suzanne Lenglen

Ostatni dzień przeznaczyliśmy na przejście się galerią La Fayette i zakupieniu paru drobiazgów. Galeria nie przypomina w niczym naszych galerii z oddzielnie rozlokowanymi sklepami. To jest taki duży Peak&Cloppenburg ale z najbardziej luksusowymi markami, wielkości całej galerii handlowej.  Jak byłam mała, mama przywoziła mi kakao w pięknych puszkach, które mam do teraz. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić kupienia kolejnej :)

I ostrzeżenie co do lotniska w Paryżu: 2 lata temu linie przed wejściem restrykcyjnie sprawdzały wielkość bagażu podręcznego i nie pozwalały mieć nawet aparatu na wierzchu. Myślę, że teraz sytuacja się raczej nie zmieniła.

Organizacji i planom najbliższego wyjazdu chciałabym poświęcić osobny wątek, kiedy będę znała już większość szczegółów, na które musi zgodzić się reszta grupy.

Trochę się rozpisałam.. Jeśli macie jakieś pytania to chętnie odpowiem, jestem zaskoczona, że pamiętam nadal tak dużo szczegółów :) !

poniedziałek, 4 stycznia 2016

To będzie dobry rok !


Skoro już o postanowieniach mowa, blog nie jest jedynym na ten rok. Nigdy nie udało mi się pisać pamiętnika, nawet nie potrafię prowadzić kalendarza dłużej, niż do lutego.

Jednak biorąc pod uwagę, że 16 to mój szczęśliwy numer, spełnienie założeń w 2016 roku powinno nie sprawiać wielu problemów. Oczywiście nie zakładam, że zawsze będzie łatwo ale pozytywne nastawienie to klucz do sukcesu.



Póki co 3 najważniejsze, może jeszcze za kilka dni okaże się, że lista się wydłuży :)

- dokończenie pracy inżynierskiej. Niestety trochę zrobiłam sobie pod górkę wybierając zbyt trudny temat... termin: do końca czerwca.
 

- rozpoczęcie (po raz kolejny) zdrowego trybu życia i regularnego ćwiczenia. Za każdym razem trwało u mnie to kilka miesięcy po czym przychodził kryzys który sprawiał, że wracałam do punktu wyjścia. Założenie: zdrowy tryb ma stać się codziennością.


O kolejnym nie napiszę żadnych konkretów, żeby nie zapeszać :) chciałabym się odważyć, by spełnić jedno z największych marzeń.

A Wy co postanowiliście w tym roku? Jak tam Wasza motywacja, zawsze jej wystarcza, by zrealizować założone cele czy ulatuje po pierwszym miesiącu?

niedziela, 3 stycznia 2016

Cześć ! :)

Nowy Rok to też i nowe postanowienia. Dlatego postanowiłam założyć bloga. Będzie to fajna pamiątka z ważnych chwil, które na pewno przede mną. 




Co będzie na pewno? Podróże ! Bo bez nich nie umiemy się obejść... Na nic innego nie potrafię tak dobrze odkładać pieniędzy jak na wyjazdy. Te letnie planuję zazwyczaj na koniec poprzedniego roku, zaś niektóre nawet z prawie rocznym wyprzedzeniem. Ale o tym w kolejnych wpisach :) Kolejną moją słabością są buty... Kocham te nieziemsko wysokie i te codzienne, sportowe.

Kura domowa? Na pewno nie :P ale bardzo lubię gotować i urządzać przestrzeń. Ciasta to moja specjalność a jeśli chodzi o inne dania to zazwyczaj polegam na sobie a nie na przepisach.

Co jeszcze może się pojawić? Pożyjemy, zobaczymy. Sama nie wiem, czy wkręcę się w pisanie, bo umysłem jestem raczej ścisłym. Z postanowieniami u mnie różnie, sama jestem ciekawa czy to przetrwa :)

Przesyłam gorące całusy spod koca, gdzie za oknem -11C.